karmisz ego,
a może po prostu jest miło,
gdy ktoś zainteresuje się tym,
jak wstaje twój świt.
Wybierz sobie i rzuć kostką.
karmisz ego,
a może po prostu jest miło,
gdy ktoś zainteresuje się tym,
jak wstaje twój świt.
Wybierz sobie i rzuć kostką.
So it seems that you're still so afraid of me
tańcz. albo zapal papierosa, rozbierz się i tańcz.
jak wolisz.
jak dorośniesz to zobaczysz.
i widzisz, że ciało masz cięższe.
jakby dla pewności wyposażono cię w dodatkową przestrzeń.
może wymyślono nam przygodę, na którą czekamy,
jak dzieci pod sklepem z zabawkami, który
ktoś zaraz otworzy po raz pierwszy.
po wąskiej rampie można iść z zamkniętymi oczami,
wcale nie wyszliśmy z wprawy.
kolana naszych matek nadal mocno
trzymają się dywanów w naszej intencji.
nagrywają się świętym na sekretarkę,
a po drugiej stronie
pomidor.
jako dorośli też czasem gramy w tę grę,
w której przegrywa ten, kto zaśmieje się pierwszy,
tylko tego ciała mamy teraz więcej, więc trudniej nam
utrzymać w ryzach powagę.
poza tym nic się nie zmieniło.
dorosłeś i zobaczyłeś.
Wiem, że niedługo znów się o mnie upomnisz.
Przestrzenie spuszczane z oka zrywają się z łańcuchów i dziczeją w obcych dłoniach. kulą się na dźwięk cudzego oddechu. kto rozmasowuje im karki, gdy nas tam nie ma? noszę w sobie lęk o ściany, które jakiejś nocy grały nam pod palcami, a dziś mogłyby nas nie rozpoznać, choćbyśmy rozmawiały z nimi najczulszym brailem. jesteśmy twarzą na szkolnej fotografii, o której mówi się nie pamiętam. jest niepewność o ścieżki, które układały się tak, by wpaść wprost do jeziora. kto staje na ich skraju, by czesać mokre kuny i zbłąkane lisy? te, które przychodziły, by wykradać nam spojrzenia i jabłka. tych pierwszych nie dowieziono na czas, tych drugich nikt już nie chce brać w plecak na drogę. czy ktoś wymyślił te miejsca na nowo, nadał im innych kształtów, przepisał na czystej stronie? wtłoczono nowe znaczenia, nowe kody i nowe porozumienia bez słów. inne ciała parują na naszych fotelach, inne dzieci rozbijają kolana w naszych spodniach. rozmywa nam się czas przeszły, a przyszłość jeszcze nie wykiełkowała. tkwimy w pomiędzy myśląc o gumce do włosów co spadła w gęstej trawie i już nigdy, a może ktoś? powędrowała na czyimś nadgarstku lub zginęła pod butem. nasze ciała dorosły i możemy sprawdzić, czy pamiętają drogę, jak z zamkniętymi oczami przez otulone nocą mieszkanie. niech nasze uda znajdą czas, by przylepić się do plastikowych siedzeń na szkolnym boisku, a łokcie niech znów dźwigają nas na trawie, kiedy będziemy palić, gdy nikt nie patrzy. może po tym poznają, że my z tych, co grali w wojnę na oset. może miejsca wpuszczą nas w siebie, jeśli im powiemy, że cerata w kratę ma plamy po naszych filiżankach. może uwierzą, że mamy zdolność rozpoznawania pory dnia po śladach trawy gniecionej krowim ciałem. poczekaj przy drodze, pójdę im powiedzieć, że przychodzimy od tych, co liczyli meszki dokonujące żywota na białej chuście, przez którą babcia przelewała mleko, gdy te same krowie ciała wróciły z pola. powiem im, że wymyślono nas tak, że mamy zachód na sześć szczeniąt, które pojawiły się znikąd i w sierpniowy wieczór garnęły się do blaszanej miski. mleko zostało na ich łapach. długo jeszcze wylizywały z niego sierść, aż przyszła rosa, którą zaniosłyśmy do domu na butach. miejsca nas poznają, bo pamiętamy kształt koronkowej firanki całującej słońce na ścianie. opowiedzą nam o tym, że noszą nas w notesach między zasuszonymi chabrami. i nawet po latach będziemy w nie wpasowane. akt własności nosimy na skórze. Read More »
tęsknotą biegłam do każdego twego źdźbła. wpuszczam cię między łopatki, niech krzyczą tobą moje płuca i pachną nadgarstki.
drzewa bez liści
zabierają kryjówki srokom.
czekaj cierpliwie,
wiosna przyjdzie od wschodu.
pobiegniesz lasem.
jezioro znów będzie ciepłe.
czekaj cierpliwie.
Już pierwszej niedzieli, kiedy był wśród nas, zaglądał krowom w oczy. Widzieli go, jak leży w mokrej trawie i każdy, kto tamtędy przechodził, mówił, że postradał zmysły. Kiedy podnosił się nagle i bez słowa, aby iść gdzieś bez celu, kładłam się w to miejsce po nim. Wypełniałam każde zgięcie, chcąc zrozumieć, co widzi w krowich źrenicach. Prócz mnie tylko wujek próbował poznać, dlaczego mówi, że ta umrze za rok, a ta urodzi jeszcze tego lata. Krzyczano za nim hare hare, a ja na betonowych schodach jadłam ryż, który nam dawał. Kiedy przejrzał się już we wszystkich oczach, zniknął, a trawa podniosła się w miejscu po nim.
Jak dziś zasypia twoje miasto?
liście, jeśli odrywają się od gałęzi, to w miejscu odcinania. robią to tak, jak zrywa się plaster z kolana. wąski pasek cienkich komórek i już. przyłóż gazik, zegnij, poczekaj na korytarzu. tak przynajmniej sprawy opisywane są w mądrych książkach, ale może to jedynie nam na pocieszenie te słowa. wszystkie bajki, które czytał mi ojciec, kończyły się dobrze i do głowy mi nie przyszło, że bohaterowie też mogą krwawić. opadałam wierząc, że po smokach zostały już tylko nadpalone afisze, a wszystkie księżniczki śpią spokojnie i nikt nie gasi im nocnej lampki.
jeśli zrywasz liść latem niszczysz miejsce odcinania. rozpada się to, co było łącznikiem, żywym szlakiem, który mógłby zwiedzić jakiś turysta o mikroskopijnym kształcie. w pędzie w dół zostaje rana. więc zostaw. jeśli jesień została wymyślona po coś, to właśnie po to, aby drzewa nie bolało opadanie liści. Read More »
idę przez ten dzień cicho
sprzątam
palę szałwię
palę papierosy
piję kawę
głaszczę książki
których nie czytam
które chcę czytać
ale zasypiam w połowie zdania
liczę sroki na drzewie
a drzewo ma o połowę mniej liści
i wszystkie są już żółte
wyrzucam z siebie świat i siebie
przegryzę przełkę wypluję
do końca
ziemniaczki zostawię
zamówiłam ruszt do piekarnika
żeby mieć poczucie
że mam nad czymś kontrolę
wrócę gdy
wyrównam oddech
nie wiesz dokąd idziesz
jeśli idziesz cały czas
pozwól sobie na nie wiem
dla tej, co dorasta
i mówi hej ciocia!
dla tej, co w sklepie
mówi, że 2,50 i czy może bez grosika
dla tej, co opowiada całe życie,
bo nie ma nikogo poza
dla tej, co pyta,
czy to miejce jest wolne
dla tej, co klęczy
dla tej, co płacze
dla tej, co samodzielnie
do pierwszego ciągnie za sobą
małe rączki
dla tej, przed którą
rozłożę nogi
dla tej, co mówi
dzień dobry
dla tej, co przywozi pizze,
dla tej, co polecony,
co badanie społeczne,
i czy mogę pani zająć sekundę,
dla córki tamtej
i wnuczki tej,
dla tej co patrzy
i w oczach ma kosmos
dla tej co tańczy i co pali cienkie papierosy,
dla nich wszystkich
muszę. ty musisz
ononaonomusi
nie można przegapić
momentow, które po cichu
dzieją się obok
zamkniesz oczy,
a zieleń ustąpi żółciom
na chodnikach zostawiamy naszą złość
gdybyś potrzebowała pomocy dzwoń
zostawiamy numer, zostawiamy ślad
wykąpmy się w nocy
koty zwęszą nasz strach
gdy zrzucimy go od progu w drzwiach
mamy maski
i rozmawiamy przez chmury
jak złapiesz za rękę
to jestem
36,6 człowiek
Są obrazy ważniejsze, niż droga.
Stwórzmy dom, po którym łapy i stopy swobodnie będą spacerować.
Szeptem mnie wzywasz, co zmienia się w krzyk. Pęczniejesz mi pod skórą. Niech będzie jak kiedyś — bez mapy i planów. Zaprowadź mnie tam, gdzie jak kubek mleka to za uśmiech, a siano pod głowę za Bóg zapłać. Zwódź mnie zielenią, kuś kluczem gęsi. Znów pójdę w taniec z twoimi gusłami. Daj mi dym ziół i nagość gubioną w jeziorach. Zatrać mnie i przeszyj wiatrem, otul swoim deszczem. Zbudź nad ranem i pocałuj Słońcem. Pobiegnę boso, przysiądę na ławce i powiem, że jestem kompletna.