za tłoczno w ciele, więc tutaj. 

261 posts 54 followers 22 following

Nieskończoność zieleni pod błękitnym niebem. Zawsze chciałem to zobaczyć, wyobrażałem sobie, ale nie podejrzewałem, że jest aż takie. Tak ogromne, tak proste i piękne. Że przypomina coś w rodzaju religii.

/Stasiuk, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach.

siebie nigdy nie oszukasz
żadne tam

zadzwonimy się
teraz nie ma nas w domu
będziemy w kontakcie
właśnie wychodzę

a z innymi?
z nimi jest trochę inaczej
ludzie przestają ze sobą rozmawiać 
gdy przestają zachwycać się codziennością 

tylko kot przybłęda towarzyszył w drodze do sklepu, tylko kawa przecinała poranną ciszę, tylko ptaki kłócimy się w choince, tylko pies szczekał na sąsiada, który tańczył na dachu, tylko się śmiałam, gdy dołączyłam do tego dziwnego towarzystwa, tylko jabłka wołały z jabłoni, aby coś z nimi zrobić, tylko trzy papierosy zajęło nazywanie kształtów chmur na niebie, tylko kostki i dwie ręce zmarzły na spacerze, tylko czajnik obwieścił dom.

nuda
zupełnie nie ma o czym gadać.

nic się nie bój
w czasach kryzysu
spójrz na ogłoszenia

tam nadal ludzie żyją 
w młodych i dynamicznych zespołach 
mają pakiet socjalny
chillroom
i owocowe środy 

świat się uśmiecha
ty tylko zdecyduj
na miejscu czy na wynos?

ojciec zapina im kurteczki
patrzy na nie,
jak na kogoś jeszcze nie obciążonego
kredytem hipotecznym,
żoną, którą trzeba znosić na święta,
prawomocnym wyrokiem sądu.

zanim wystrzelą w kosmos
mają czas na trampolinę
zupełnie nie jak ja i ty,
zupełnie nie jak ich ojciec.

on myśli o kredycie,
słyszałam o rozwodzie, więc
pewnie sąd też mu coś zabierze 
w weekendy i święta trampolina z dziećmi
będzie u niego.

i myślę że on też 
powinien tam wejść 
i skakać 
i pieprzyć to
i ten uśmiech w kąciku ust
jest dzielny,
wiem, że też był kiedyś
małym chłopcem.

kocham cię wrześniu,
ale w tym roku już cię zostawiam.
w tym domu, w kalendarzu
w którym wciąż
pozwolono ci istnieć 

.

coś się spieprzyło,

ale będzie lepiej 

.

Stachura miał rację. 
najlepszy jest rodzaj nijaki,
jako wszelki początek.
bardzo ładnie nic za nim nie widać.
jak nie widać końca wielkiej wody,
kiedy się stoi na jej brzegu.

ludzie, których donosimy w sobie do końca,
to zwykle całkiem przypadkowe migawki.
nikt ich nie zapraszał,
ale z jakiegoś powodu pojawili się
i tak już zostaną.

to ten chłopiec ze szpitalnego łóżka,
który pomylił mnie z matką,
a ja nie mogłam odmówić mu
wieczornej kołysanki.

ten mężczyzna,
który lada dzień wychodził na wolność,
a ja naiwnie pytałam,
czy się boi. 

ta kobieta, która zapytała,
czy ma przerwać ciążę,
kiedy ja myślałam,
czy zdążę na poranny pociąg. 

ten bezdomny,
co stracił wszystko
i powiedział,
że dopiero wtedy znalazł.

ta druga,
co rozebrała mnie na molo
i poprosiła, bym nigdy
nie oddalała się od siebie. 

ten mężczyzna, złapany na stopa,
co mówił, że to wszystko dla dzieci,
a w termosie jest kawa i
częstuj się, masz oczy jak moja młodsza córa. 

mam ich wszystkich,
w rysach,
gestach, Read More »

dokąd pojechała, nie wiem.
po prostu pojawiła się ze swoją historią 
i poprosiła o przeczytanie wiersza.
po prostu powiedziała o kotach,
które czekają na  nią w domu
o kwiatach sąsiadki i o obiedzie,
który został jej z wczoraj.

tyle wystarczyło. 

 

powiedzieliśmy, że jesteś młodszym bratem
[tak to zresztą czujemy]

przed przekroczeniem progu
w tej knajpie obok powiedziałeś 
wiesz, chciałbym tam chodzić w sukienkach
[kelner przyniósł wtedy twoją wuzetkę, w którą schował uśmiech]

jesteś przecież u siebie 
siostro, zrobię nam chleb 
gdy już tam dotrzemy 
[dom ma piekarnik lub nie jest domem]

(matki boskie adoptują dzieci z blokowisk)


dzieciaki z blokowisk 
dzwonią domofonem po szczęście 
niech zejdzie powisieć na trzepaku 
lub pograć w kulki

gdy matki odwrócą wzrok
pobiegną bawić się na górce przy torach
i liczyć na to że znajdą zaraz po szukam

obrazy z matką boską
adoptują je na ukojenie po stracie dziecka 
będą im błogosławić i dawać paciorki 
zamiast kanapek 

teraz wszystko jest jeszcze proste
a w ciałach mają miejsce na pierwsze wspomnienia 

drżenie pod namiotem
spocone szyjki butelek
pierwsza ślina
i pierwsza krew

dorosłość przyjdzie znienacka
wytropi ich po śladach w lesie
rozpozna najsłabsze gatunki

strzał padnie
gdy matkom nikt jeszcze nie powie
że skończyło się
rzucanie piłki z balkonu

ten dzień jest o tym
że wrzesień przekazał światło październikowi 
a kawa w tym domu kradnie serce
że w środku ogrodu rośnie jabłoń 
a dzieci sąsiadów bawią się z psem

ten dzień jest o tym
że ścieżki lasu usłane są szyszkami 
a ludzie pozdrawiają się w swoim mijaniu

ten dzień jest o tym
że podwiozłam dwóch chłopców co pierwszy raz
wybrali się na ryby z meszkiem pod nosem
i zapytali czy pani ma papierosa na spółę
bo ważny dzień trzeba uczcić

ten dzien jest o jeziorze stopach kamieniach
o wierzy widokowej i pani co poprosiła 
by wprowadzić ją za rękę na górę
i o innej pani co od trzech lat morsuje
i marzy o zimowej kąpieli w potoku

ten dzień jest o Hugo i o zakupach na zupę
o fajkach co się kończą i panu co
pochwalił wybór wina

ten dzień jest o tym
że na tych schodach
jest miejsce na drugie ciało 
co by mogło siąść i słuchać  Read More »

codziennie tworzy się lista 
rzeczy, o których mogłabym ci 
długo opowiadać.

o spotkanej kobiecie, która wiersze pisze do szuflady. o panu, który opowiada, że słońce i uśmiech mają znaczenie dla jakości jabłek. o tym, co pies znalazł w trawie. o pani, co się rozpłakała, gdy życzyłam jej dobrego dnia. o wietnamskim parzeniu irańskiej kawy. o tym, jakie zioła rosną teraz na polach. o tym, że do marcepanowych jeżyków, to ja bym nie miała cierpliwości, ani anielskiej, ani żadnej i o tym, że znów spotkałam się z sarną na leśnej drodze. 

palę tym w piecu
lub rozdaję dzieciom,
niech tworzą rysunki na odwrotach
i puszczają na wiatr.