ten weekend to ciało przesiąknięte zapachem lasu. ścieżki, które kuszą i gubią powrotną drogę. to sarnie oczy i lisie kity ukryte między drzewami. zmarznięte dłonie, które po powrocie rozpieszcza się ciepłem kubka herbaty.
ten weekend to ciało, po którym rozlało się słońce spomiędzy drzew. ciało, które zmęczyło się drogą, ale znalazło drogę do siebie.
jestem z nich. z patyków, gałęzi i liści. wymykam się z łóżka, otulam to ciało ciepłą wodą. niech się obudzi na dźwięk ekspresu do kawy. witam dzień, który dopiero się rodzi. zaraz wpuszczę w niego to ciało. niech idzie i żyje.